Ekwidystanta Ekwidystanta
5876
BLOG

Ani be, ani me, ani kukuryku

Ekwidystanta Ekwidystanta Polityka Obserwuj notkę 236

Cześć ludzie! Na pewno pamiętacie, a ci, którzy z przyczyn oczywistych pamiętać nie mogą, prawdopodobnie słyszeli o telewizyjnej debacie prezydenckiej Lecha Wałęsy i Aleksandra Kwaśniewskiego. Na zakończenie Wałęsa powiedział słowa. którymi pożegnał się nie tylko ze swoim politycznym rywalem, ale jak się okazało, również z reelekcją. "Panu to ja mogę nogę podać. Pan tu wszedł jak do obory - ani be, ani me, ani kukuryku”. Odreagował w ten sposób afront Kwaśniewskiego, który wpadł do studia tuż przed rozpoczęciem programu i przywitał się ze wszystkimi, z wyjątkiem Wałęsy. Po latach Kwaśniewski przyznał, że zarówno spóźnienie, jak i niepodanie ręki, zostały ukartowane. Miały zdenerwować prezydenta i zdyskredytować go w oczach wyborców.    

Minęło 20 lat i oto Platforma odegrała przed nami przedstawienie, wyreżyserowane przez "Miśka" Kamińskiego. Inny prezydent, ale cel taki sam. W rolach głównych wystąpili: Ewa Kopacz oraz szef gabinetu politycznego rządu, Marcin Kierwiński, będący zarazem szefem sztabu wyborczego PO. PEK jest, ale nie aż tak, żeby nie wiedziała, że nie do niej, tylko do pierwszego obywatela w państwie, należy przywilej witania zaproszonych gości. Zgodnie ze scenariuszem wykombinowanym przez "Miśka", weszła w rolę prezydenta. Co mógł zrobić Andrzej Duda w sytuacji, gdy Kopacz zaczęła obściskiwać ludziom ręce, a stojący przy nim jej zaufany kumoter, odwrócił się do niego plecami? Z uwagi na powagę urzędu, który sprawuje, a także będąc (w przeciwieństwie do swojego poprzednika) człowiekiem nie tylko znakomicie wykształconym, ale i nienagannie wychowanym, mógł zrobić tylko jedno - elegancko oddalić się z miejsca zdarzenia. Co z właściwą sobie klasą uczynił. Wtedy do akcji wkroczyli usłużni, jak zawsze, dziennikarze, którym przypadła rola halabardników. "Skandal! Andrzej Duda nie podał Ewie Kopacz ręki!" Tylko patrzeć, jak PEK zwoła Radę Gabinetową oraz Radę Bezpieczeństwa Narodowego, a media obsobaczą prezydenta za zignorowanie tej inicjatywy i nie wzięcie udziału w posiedzeniach.        

Redaktor Rymanowski ćwierknął, że w Platformie szykują się zmiany. Po 25 października Ewa Kopacz zostanie wykopana, a stery PO przejmie wicepremier Tomasz Siemoniak. Przewrót ma kontrolować Tusk. Nawiasem mówiąc były premier jest na musiku, ponieważ niechęć do Kopacz w Platformie narasta, a do fotela przewodniczącego swój zadek przymierza Schetyna, czego Tusk nie może zdzierżyć i do czego nie zamierza dopuścić. Komentując wpis Rymanowskiego, PEK dała do zrozumienia, że rozkazom byłego przewodniczącego podporządkuje się w poskokach i bez szemrania (ani be, ani me, ani kukuryku). Tusk oficjalnie ma w partii tyle do powiedzenia, co szeregowy członek z Koziej Wólki (zakładając, że w Koziej Wólce w ogóle jest jakiś członek), mimo to steruje Ewą Kopacz z tylnego siedzenia. A w czasie kampanii prezydenckiej politycy, dziennikarze oraz osobnicy, których TVN namaścił na autorytety moralne, straszyli Polaków, że jeśli wybory wygra Andrzej Duda, wtedy prezydentem RP będzie Jarosław Kaczyński. Niezrównany Tomasz Lis, jeden z numerów kierowanego przez siebie szmatławca, opatrzył nawet stosowną okładką. Teraz widzimy kto i przez kogo jest sterowany.

Platforma znowu "poszerzyła swoje szeregi" udzielając azylu kolejnym uchodźcom ekonomicznym, zagrożonym śmiercią polityczną. Przygarnięte kropki to tym razem trzeci bliźniak braci Kaczyńskich, Ludwik Dorn oraz były przewodniczący SLD, Grzegorz Napieralski, który jeszcze niedawno zamieszany był w polityczną inicjatywę Biało-czerwoni.pl (biało-czerwoni! dla lewactwa nie ma nic świętego). Gdyby ktoś zapytał obu azylantów, czy będą z przekonaniem realizować program partii, którą jeszcze niedawno zawzięcie krytykowali, odpowiedzieliby Palivcem: "Wszystko to gówno warte. (...) Ja się do takich rzeczy nie mieszam, z tym niech mnie każdy pocałuje w dupę".

Miałam już kończyć, przypomniałam sobie jednak, że chodzą słuchy, iż PO wydobyła z Wawelu szczątki Kazimierza Wielkiego i zaproponowała im (tym szczątkom, znaczy) jedynkę w Krakowie. Ale nie wiem, czy to prawda. Lepiej niech w tej kwestii  wypowie się jakiś dobrze poinformowany Leming.   

PS. Właśnie otrzymałam sms z informacją, że mam do odebrania nagrodę - 200 tys. zł! Ale nie potrzebuję aż tylu pieniędzy, więc chętnie przekażę ją komuś innemu. Za 100 tys. odstępnego. To uczciwa propozycja i bardzo dobry interes dla obu stron. Mnie zostanie połowa, a druga strona nic nie straci. Chętnych uprasza się o pilny kontakt via PW. Tylko poważne oferty.  

Wolę robić to, co lubię, niż lubić to, co robię.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka