Ekwidystanta Ekwidystanta
8279
BLOG

Jak Tusk wirus śmierci Platformie zaszczepił

Ekwidystanta Ekwidystanta Polityka Obserwuj notkę 613

Platforma Obywatelska dogorywa. Donald Tusk chcąc na stałe przyspawać się do stołka przewodniczącego PO ugotował swoją formację. Teraz spod brukselskiego żyrandola może tylko obserwować ruchy Browna wykonywane przez kumpli, których porzucił dla synekury brukselskiego kamerdynera Angeli Merkel.  

Kłopoty PO zaczęły się w listopadzie 2011. Tworząc swój drugi rząd i balansując między lewym a prawym skrzydłem partii, PDT oddał resort zdrowia w ręce Arłukowicza. "Pierwsza macherka od kręcenia lodów na szpitalach" dostała laską marszałkowską, co przynajmniej w oficjalnej hierarchii, ustawiło ją na pozycji drugiej osoby w państwie. Dwa lata później, ze strachu przed podkopicielami knującymi, jak pozbawić go partyjnego przywództwa, Tusk przeforsował zmianę w statucie partii, zgodnie z którą przewodniczący PO "wybierany jest w wyborach powszechnych przez wszystkich członków Platformy posiadających czynne prawo wyborcze". Wiedział, że ma poparcie partyjnego planktonu, widzącego w nim capo di tutti capi, który prowadzi PO między aferami, jak piłkarz nożny piłkę między nogami. W wyborach, których wyniki ogłoszono 23 sierpnia 2013, Tusk zdobył blisko 80 proc. głosów. Mając tak silny mandat, praktycznie załatwił sobie nieusuwalność, bowiem wysadzić go ze stołka mogli jedynie ci, którzy go na ten stołek posadzili. Teraz trzeba było jeszcze wyślizgać Grzegorza Schetynę z funkcji najważniejszego zastępcy i powierzyć ją osobie miernej, ale wiernej. Z jego rekomendacji, 14 grudnia 2013 Rada Krajowa PO wybrała Ewę Kopacz na pierwszą wiceprzewodniczącą partii. Po tych działaniach, Tusk mógł wreszcie odetchnąć i trzymać Platformę żelazną ręką, "za nic mając urągania zawistników".

Kiedy wydawało się, że PDT trwa i trwa mać, do gry weszła Angela Merkel ze swoją propozycją nie do odrzucenia. Nie wiadomo, czy Tusk chciał, czy raczej musiał przyjąć fuchę przewodniczącego RE. Jedno jest pewne: nie odważył się odmówić swojej potężnej protektorce, mimo iż początkowo krygował się, że nie zostawi partii w roku wyborczym, bo ważniejsze dla niego są sprawy krajowe.

[hehe]

Na przeprowadzenie wyborów nowych władz PO nie było już czasu. A gdyby nawet był, Tusk i tak nie dopuściłby do nich, gdyż chęć kandydowania zgłosił Schetyna. Mściwa natura Tuska kolejny raz wzięła górę nad dobrem partii. Zgodnie ze statutem PO, pod nieobecność przewodniczącego, jego wszystkie obowiązki przejmuje pierwszy wiceprzewodniczący. 22 września 2014 Ewa Kopacz została szefem rządu, a 8 listopada 2014 - szefem partii. I tak za sprawą małostkowości Tuska, Platforma znalazła się na równi pochyłej.  

"Jeśli Kopacz zostanie premierem, to w pół roku zjedziemy do 15 proc."- zwierzył się GW polityk z zarządu PO. Zjazd nie jest aż tak szybki, ale za to jaki spektakularny! Przechodząca w śmieszność groteskowość PEK przybrała na sile po przegranych przez PBK wyborach prezydenckich. Kopacz pendolinuje po kraju, zaliczając wpadkę za wpadką. Z ministrów zrobiła komiwojażerów, a Platformę poddała transpalantacji, przeszczepiając partii skrajne lewactwo. Jednak jej największym problemem okazała się zostawiona przez Tuska tykająca bomba w postaci afery podsłuchowej. Doktor Ewa zaaplikowała rządowi kurację przeczyszczającą, wydalając nagranych u Sowy ministrów. Wykopała też RadSika z funkcji marszałka sejmu. Ale sama również padła jej ofiarą, bowiem ubocznym skutkiem afery jest podsłchowa psychoza maniakalno-depresyjna, która toczy zarówno PEK, jak i całe jej otoczenie, a czego widomym znakiem są m.in. tiry zapchane meblami z URM, jeżdżące za szwendającym się po kraju rządem. Oni wożą te meble ze strachu! Boją się, że w nogach, blatach, oparciach cudzych mebli, mogą się czaić stonogi. Na domiar złego wyszło też na jaw, że platformerscy baronowie zupełnie nie liczą się z PEK. Wyrzuceni ministrowie pokazali jej wyprostowany środkowy palec i mając w odwłoku dobro PO, bez żenady sięgają po jedynki na listach wyborczych. Jakby chcieli powiedzieć przewodniczącej swojej partii, że może "panu majstrowi skoczyć tam, gdzie pan może pana majstra w dupę pocałować". Co prawda jeszcze nic nie jest przesądzone, bo póki piłka w grze (czytaj: listy nie zostały zatwierdzone), wszystko może się zdarzyć. Najważniejsze, że rozkład PO jest widoczny i miejmy nadzieję - nieodwracalny.

Wolę robić to, co lubię, niż lubić to, co robię.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka